W ostatniej dekadzie prężnie rozwinęła się nutrigenomika - dział nauki zajmujący się badaniem wpływu składników żywności na regulację ekspresji genów. Bada się, czy (w uproszczeniu) po zjedzeniu danego produktu nasze ciało reagujepozytywnie, negatywnie czy neutralnie. Jeszcze parę lat temu nutrigenomika nie była na tyle rozwinięta, by naprawdę mogła nam pomóc. Teraz się to zmienia. Przyjrzeć się możemy choćby reakcji na produkty węglowodanowe.
Tutaj poprzedni artykuł:Indeks glikemiczny. Czy nadal cyfra czyni mistrza?
BIOCHEMICZNY INDYWIDUALIZM
Węglowodany dostarczamy z dwóch głównych źródeł. Pierwsze to skrobia ze zbóż, ziemniaków, strączkowych. Drugim źródłem są cukry z owoców i warzyw. Z powodu różnic w strukturze węglowodany te podlegają innym procesom absorpcji. Proces trawienia skrobi rozpoczyna się już w jamie ustnej, kiedy to uwalnia się amylaza, enzym zawarty w ślinie. Z kilku nowych badań genetycznych wynika, że od ilości kopii genu AMY1, będącego kodem dla powyższego enzymu, zależeć będzie to, jak szybko skrobia zostanie przyswojona i jak podniesie poziom cukru we krwi.
Na pierwszy rzut oka nasze DNA jest identyczne. Większość różnic jest tak niewielka, jak brak litery w tekście jednego z dwóch egzemplarzy tych samych książek. Czasem jednak rozbieżności są znaczne, tak jak brak stron czy całego rozdziału. W genetyce te różnice w DNA populacji określa się mianem polimorfizmu.
Różnice genetyczne mają różnorodny charakter, od polimorfizmu pojedynczego nukleotydu, po odmienną ilość kopii danego genu. I to właśnie one mogą decydować o naszym poziomie wspinaczkowym. Dobrze, nie będę kontynuować tego żartu, ale mam hipotezę, że predyspozycje do wspinania OS lub RP, w górach albo w skałach bylibyśmy w stanie wytłumaczyć po części genami właśnie.
Wróćmy do skrobi. Ilość kopii genu AMY1, dzięki któremu produkujemy amylazę, może wynosić od 2 do 16. Kiedy zabierzemy się za pałaszowanie ryżu z fasolą czy kanapki, nasze geny mają decydujący wpływ.
NACZYNIA POŁĄCZONE
Choć odkrycia dotyczące powiązania genów z jadłospisem są ciekawe i obrazują długoterminową adaptację do zmiany diety i środowiska, to nie powinny być naszym ostatecznym drogowskazem.
Bardziej niż nadane geny (na co przecież nie mamy wpływu) liczy się to, co z nimi „zrobimy” poprzez codzienne nawyki, czyli aktywność, odżywianie i sposób życia. Odpowiednie działania mogą „uciszyć” niesprzyjające geny i „włączyć” te sprzyjające. Nasze DNA może mieć taką sekwencję aminokwasów, która predysponuje do gorszej tolerancji wysokoglikemicznych produktów, ale nigdy nie doświadczymy negatywnych konsekwencji, ponieważ od lat dobrze jemy i ćwiczymy. Powiedzmy, że nie mamy „genów otyłości”, ale wybraliśmy życie na płatkach, bułkach i latte - tak, mamy szansę dołączyć do grona ludzi niezadowolonych ze swojego zdrowia, sylwetki i sprawności.
Powiedzmy, że podejrzewasz u siebie posiadanie mniejszej ilości kopii „skrobiowego genu”. Co możesz zrobić?
Nie traktujmy genów jak wyroczni.Tak samo jak indeksów (o których więcej w poprzednim artykule - link). Patrzenie jedynie na krótkoterminową satysfakcję (wspomniany indeks sytości) nie daje pełnego obrazu kolejnych dni i tygodni. Dla niektórych osób produkty tłuszczowe mogą być bardziej „satysfakcjonujące” niż niskotłuszczowe. Indywidualna będzie również odpowiedź immunologiczna. Dla mnie dana żywność będzie prozapalna, a ty sobie z nią świetnie poradzisz. Indeksy i klasyfikacje nie uwzględniają aktualnego stanu metabolicznego w różnych okresach życia i porach roku. Dla przykładu, pod koniec okresu wakacyjnego jestem bardziej aktywny pozatreningowo (spacery, rower itd.), więcej przebywam na świeżym powietrzu i słońcu. Mój organizm sprawniej radzi sobie z większą ilością węglowodanów (owoców, ziemniaków itd.) niż w okresie jesienno-zimowym, kiedy moja aktywność może się zmniejszyć. Lepiej toleruję również inne produkty jak nabiał, którego nadmiar nie służy mi o innej porze roku m.in. w sezonie pylenia traw. Na taki stan rzeczy składa się wiele reakcji, m.in. ekspresja DNA, wydzielanie hormonów, neurotransmiterów, reakcje układu immunologicznego. Ważna jest indywidualna tolerancja węglowodanów „tu i teraz” oraz cele.
Jak to w życiu bywa, nic nie może być takie proste, tym bardziej w świecie biochemii. A żeby nie wylewać dziecka (a raczej indeksów) z kąpielą, to w kolejnych artykułach zastanowimy się, jak z tej wiedzy o indeksach wyciągnąć możliwy praktyczny maks.
Tutaj poprzedni artykuł:Indeks glikemiczny. Czy nadal cyfra czyni mistrza?
Copyright © 2014 by gorskieblogi